Jestem świeżo po rozprawie o zadośćuczynienie za śmierć osoby bliskiej spowodowanej zakażeniem pacjenta bakterią clostridium difficile i gronkowcem złocistym. Dzisiaj sąd przeznaczył dwie godziny na przesłuchanie lekarzy w tym procesie. Sprawa dotyczy przypadku z 2015 roku.
Pacjentka trafiła do szpitala w związku z planowanym leczeniem onkologicznym. Nie piszę na jaki nowotwór cierpiała pacjentka, bo w kontekście tego artykułu jest to zbędne. Pacjentka łącznie przebywała w tym miejscu około miesiąca. Niestety zmarła w trakcie hospitalizacji.
W dokumentacji medycznej mamy napisane, że do zakażenia doszło w szpitalu, co zresztą potwierdził już jeden z biegłych. O samym zakażeniu przeczytasz na przykład w ciekawym artykule zamieszczonym pod tym linkiem. W tym przypadku chodziło akurat o zakażenie clostridium difficile na oddziale przeznaczonym do zwalczania COVID-19.
Z powództwem o zadośćuczynienie wystąpiła rodzina pacjentki. Sprawa przewleka się, jednak nie jest to wyłącznie wina niewydolnego wymiaru sprawiedliwości (chociaż to także). Szpital powołał kilkunastu świadków – lekarzy, którzy na przestrzeni miesięcznej hospitalizacji przewinęli się podczas leczenia pacjentki. Przypominam, że sprawa dotyczy przypadku z 2015 roku, czyli sprawy sprzed 8 lat.
Z siedmiu przeznaczonych do przesłuchania świadków stawiło się pięciu. Dialog pełnomocnika szpitala ze świadkiem wyglądał mniej więcej tak:
Szpital: „Czy świadek pamięta pacjentkę X, która w 2015 roku przebywała w szpitalu?
Lekarz: „Nie, nie pamiętam”
Szpital: „Przypomnę zatem świadkowi jak wyglądała hospitalizacja. (tutaj następuje minutowe streszczenie dokumentacji medycznej). Czy świadek coś sobie przypomniał?
Lekarz: „Mamy takich pacjentów około 30 tygodniowo. Nie pamiętam pacjentki z 2015 roku.
Szpital: „Dziękuję, nie mam więcej pytań.”
Na każdego świadka 5-10 minut oraz dodatkowy czas na przezwyciężenie trudności technicznych (rozprawa zdalna). Poprzednie przesłuchanie wyglądało podobnie. Trochę strata czasu. Oczywiście, każdy ma możliwość powoływania dowodów w procesie, chociaż przesłuchiwanie personelu medycznego w sprawie o błąd medyczny jest przeważnie zupełnie bez sensu.
Nie zawsze wzywanie lekarzy jest z założenia niefrasobliwe i zbędne. Są wyjątki od tej zasady – na przykład jak chcemy podważyć zapisy znajdujące się w dokumentacji medycznej. Podobnie w sprawie o naruszenie praw pacjenta, gdzie takie zeznania mogą mieć znaczenie.
Wtedy lekarz może przytoczyć rozmowę z pacjentem (co może mieć znaczenie na przykład w sprawie o zadośćuczynienie za naruszenie prawa do informacji lub zgody na leczenie), czy okoliczności pobytu pacjenta i sposób jego traktowania przez personel szpitala (na przykład w sprawie o zadośćuczynienie za naruszenie prawa do poszanowania godności i intymności pacjenta).
Kilka dni temu rozmawiałem z lekarzem, który został wezwany na przesłuchanie przed wojewódzką komisją ds. orzekania o zdarzeniach medycznych. Lekarz ten powiedział mi, że przed posiedzeniem komisji zapytał prawnika szpitala, dlaczego został wskazany jako świadek w tej sprawie. Ten odpowiedział z rozbrajającą szczerością, że „Pana pieczątek było dużo w dokumentacji medycznej„. W sprawie samego roszczenia pacjenta, lekarz nie miał nic do powiedzenia.
Źródło ilustracji: pixabay.com
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }