Dwa miesiące temu pisałem na blogu o problemach czynionych niekiedy przez biegłych w procesach o ustalenie płci. Biegli seksuolodzy często starają się narzucać sądowi dostosowanie się do sztywno określonej procedury wymaganej do stwierdzenia, że osoba transseksualna tak naprawdę należy do innej płci niż płeć stwierdzona w akcie urodzenia.
Medycyna jest jednak nauką stale wymykającą się z pewnego szablonu ustalonego przez towarzystwa naukowe. Tak było w jednej z prowadzonych przeze mnie spraw w której biegły wymagał od pacjenta dokonania dodatkowych badań, które w ocenie mojej i mojego klienta nie powinny mieć zastosowania na tym etapie transpozycji płci.
W tej sprawie po długim czasie zapadł wreszcie wyrok. Przyznam, że czułem się w tym procesie tak jakby po drugiej stronie występował biegły niechętny uwzględnieniu powództwa o ustalenie płci.
Zastanawiałem się co zrobi w tej sytuacji skład orzekający. Sąd mógł zobowiązać powoda do dostarczenia dodatkowych badań (kosztownych i w dużej mierze niedostępnych w tym przypadku) albo uznać argumenty podnoszone przeze mnie w pismach procesowych oraz na rozprawach, że powinno się odejść od nadmiernej medykalizacji procesu ustalenia płci. Takie są zresztą wskazania Rady Europy, która w jednym z zaleceń podkreślała ten problem.
Sąd opowiedział się za naszą argumentacją i uwzględnił w całości powództwo transseksualnego pacjenta.
Teraz pozostaje czekać na uprawomocnienie wyroku (albo apelację i kontynuowanie sprawy przed Sądem Apelacyjnym) i rozpoczęcie pozostałych procedur – zmiany numeru PESEL, wymiany dokumentów tożsamości.
W takich chwilach mam wrażenie, że ta praca ma sens. Pozwala pomóc osobom naprawdę tej pomocy potrzebującym.
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }