Majówkowy temat nieco z kategorii offtopic, chociaż nie do końca. Zacznijmy tym razem od cytatu, chociaż z powoływania się na tego autora jestem umiarkowanie zadowolony.
-Postawiliście diagnozę? – spytałem.
-Ha, nawet wiele diagnoz! – niemal wykrzyczał żartobliwym tonem. – Szkoda tylko, że żadna nie była trafna. To i przestałem ją leczyć, wiedząc, że nic po mnie.
–Nie poczuwacie się do odpowiedzialności?
-A jakaż to może być odpowiedzialność lekarza za pacjenta? poza, rzecz jasna, moralną? – obruszył się. – Tylko nieuki i profani chcą mieć prawo, by nas, biegłych medyków, móc oskarżać o niedostatki w sztuce. Operacja może się udać albo nie, a pospólstwu nie wolno oceniać, co „mogłoby być, gdyby”. Uwierzcie mi na słowo – pokiwał palcem – że również za setki lat nic się w tej materii nie zmieni. Bo to lekarz jest panem życia i śmierci i wara komukolwiek od jego sądzenia.
Dialog pochodzi ze średnio pasjonującej książki autorstwa Jacka Piekary pt. „Młot na Czarownice”, która z nieznanego mi powodu weszła do kanonu klasyki polskiego fantasy. Jest to o tyle dziwne, że chociaż wcale nie jestem fanem tego gatunku, to jednak wiem, że polscy pisarze są w tej branży całkiem rozpoznawalni. Ale mniejsza z tym.
Literatura światowa (Polska to jakby nie patrzeć też część tego świata) obfituje w różne odniesienia do profilaktyki, diagnozowania czy leczenia chorób. Czasami możemy trafić na ciekawe fragmenty. Zresztą odniesień do literatury („Błędy medyczne a klasyczna literatura rosyjska„), czy filmu („Bezprawna (?) operacja Frau Hammersmark„) znajdziesz na blogu całkiem sporo. Niektóre z pozycji będących inspiracją do wpisów doczekały się wersji książkowej i filmowej „Czy Maćko z Bogdańca może pozwać lekarza?”
Co jednak wynika z przeświadczenia medyka, który stwierdził, że „za setki lat nic się w tej materii nie zmieni”? Autor może mieć rację, bo akcja opowiadań dzieje się w alternatywnej rzeczywistości, gdzie na porządku dziennym są wampiry, demony i inne siły nieczyste.
Jeżeli jednak zejdziemy na ziemię i uznamy, że opisana w książce rzeczywistość dzieje się w średniowieczu (na co wskazują czasy inkwizytorów i Świętego Oficjum), to możemy śmiało napisać, że autor plecie bzdury, co mu się bardzo często zdarza. Przecież nawet starożytne dzieła obfitowały w odniesienia do odpowiedzialności medyków za błędy w sztuce.
Kodeks Hammurabiego zawiera na przykład taki opis czynu zabronionego:
“Jeśli lekarz obywatelowi operację ciężką nożem z brązu wykonał i spowodował śmierć obywatela lub łuk brwiowy obywatela nożem z brązu otworzył i oka obywatela pozbawił, rękę mu utną„
Drastycznie. Historia świata obfituje zresztą w barwne, chociaż z reguły tragiczne losy królów, książąt i innych ówczesnych celebrytów. Na uwagę zasługuje chociażby los szkockiego króla Karola Stuarta II, którego (jeśli wierzyć Nathanowi Belofsky’emu, autorowi książki pt. „Jak dawniej leczono, czyli plomby z mchu i inne historie”):
„nakłoniono Jego Królewską Mość do połknięcia antymonu, toksycznego metalu. Wymiotował, więc zaaplikowano mu serię lewatyw. Zgolono mu włosy i posmarowano czaszkę środkami wywołującymi oparzenia, aby sprowadzić w dół wszelkie szkodliwe humory.”
Nadal drastycznie. Ze współczesnego punktu widzenia jest to raczej sadyzm aniżeli leczenie. Zresztą wydaje się, że nawet jak na standardy XVII wieku, takie zabiegi były raczej wyrazem wybujałej fantazji, a nie troski o dobro pacjenta. Albo medycy po prostu nie lubili króla i chcieli się go pozbyć.
W mojej szkole podstawowej, na korytarzowej tablicy na drugim piętrze wisiał duży napis mówiący, że „historia magistra vitae est”, czyli „historia jest nauczycielką życia”.
W tym przypadku historia naucza jednego – wprawdzie żyjemy w XXI wieku i błędów medycznych się nie wystrzeżemy, to mimo wszystko możemy być wdzięczni, że medycyna zrobiła tak duży postęp. Z takiej perspektywy nawet kolejki w NFZ wydają się dużo mniej straszne.
Źródło obrazka: pixabay
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }