W dniu dzisiejszym moja urocza żona ambitnie udała się do publicznej placówki służby zdrowia celem skonsultowania pewnych ortopedycznych problemów będących efektem zbyt entuzjastycznych ekscesów narciarskich.
Zamiar to śmiały, gdyż wizyta w państwowej placówce medycznej wyzwala u praktycznie każdego obywatela głęboko skrywane dotychczas pokłady złości, frustracji i tendencji anarchistycznych.
Można pominąć nawet niezbyt chętne do współpracy Panie recepcjonistki broniące dostępu do skarbca NFZ-u niczym dementorzy Azkabanu.
Prawdziwym wyzwaniem może być natomiast czas oczekiwania na niektóre świadczenia medyczne. W przypadku rezonansu magnetycznego stawu kolanowego należy oczekiwać do…grudnia.
Co jeżeli przez ten czas stan zdrowia pacjenta pogorszyłby się? Jak dla mnie jest to stan faktyczny podpinający się pod przepis kodeksu cywilnego mówiący – „Za szkodę wyrządzoną przez niezgodne z prawem działanie lub zaniechanie przy wykonywaniu władzy publicznej ponosi odpowiedzialność Skarb Państwa lub jednostka samorządu terytorialnego lub inna osoba prawna wykonująca tę władzę z mocy prawa.”
Inna sprawa, że jest to sytuacja zupełnie niekalkulująca się ekonomicznie z punktu widzenia NFZ. Po kilku miesiącach zamiast wykonania kilku zabiegów rehabilitacyjnych być może przyjdzie zapłacić z publicznej kasy znacznie większą kwotę za wykonanie inwazyjnego zabiegu.
Wymagałoby to jednak rozwinięcia planowania i dokonania pewnych analiz w szerszej perspektywie. Szaro widzę tytułową różową rzeczywistość.
{ 5 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
(Nie)działanie zgodne z mottem NFZ: Czas leczy rany.
Dobry komentarz. Faktycznie wygląda to jak wzięcie przeciwnika na przeczekanie. Pozdrawiam.
Czas nas uczy pogody:)
W rzeczy samej Urocza żono:)
Niestety NFZ bardzo często próbuje naszej cierpliwości. Szkoda tylko, że częściej ją nagina niż uspokaja ;(