Pacjent w listopadzie 2014 roku przebywał w domu i przygotowywał posiłek w kuchni kiedy jego żona usłyszała hałas. Okazało się, że pacjent przewrócił się i uderzył głową w szafkę kuchenną. Żona znalazła pacjenta leżącego w kuchni. Był przytomny i trzeźwy.
Pacjent trafił na izbę przyjęć szpitala gdzie wykonano badanie TK. Lekarz zdiagnozował u pacjenta pęknięcie czaszki i pojawienie się krwiaka podpajęczynówkowego. Po konsultacji neurochirurgicznej stwierdzono, że nie istnieje potrzeba leczenia operacyjnego pacjenta. Chorego wprowadzono w stan śpiączki farmakologicznej.
Pacjent rozpoczął proces dochodzenia do siebie na OIOM-ie szpitala. Lekarze zalecili rodzinie częste mówienie do pacjenta, dotykanie i ściskanie jego dłoni. Medycy stwierdzili także, że dojdzie do samoistnego wchłonięcia krwiaka ulokowanego w głowie pacjenta. Stan pacjenta wyraźnie się poprawiał.
Mężczyzna zaczął rozmawiać z lekarzami, rodziną, rozpoznawał wszystkie znane wcześniej osoby. Po kilku dniach pacjent był w stanie czytać gazetę. Leczenie przebiegało wręcz modelowo.
Jednak nastąpił moment kluczowy i przełomowy z punktu widzenia procesu leczenia pacjenta. Skoro piszę o tym na blogu to możesz się domyślać, że nie był to moment dobry z punktu widzenia pacjenta. Chory został bowiem przeniesiony na inny oddział szpitalny. Po kilku dniach pojawiła się biegunka, pacjent stopniowo tracił apetyt i jakikolwiek kontakt z rzeczywistością. Nie reagował na kontakt słowny.
Pacjent ponownie trafił na OIOM z objawami ostrej niewydolności krążeniowo-oddechowej, wstrząsu hipowolemicznego, ciężkiej kwasicy metabolicznej, ostrej niewydolności nerek i ostrego zespołu wieńcowego. Stan zdrowia pacjenta gwałtownie pogarszał się. Rodzina uzyskała informacje, iż pacjent jest w stanie agonalnym. Najbliższe osoby przyjechały do szpitala pożegnać się z umierającym. Jeszcze przed śmiercią postanowiono wykonać badania na obecność bakterii w organizmie pacjenta.
Po śmierci pacjenta zostało przez prokuratora wszczęte postępowanie przygotowawcze, sprawa trafiła do opiniowania przez zakład medycyny sądowej przy jednym z uniwersytetów medycznych. Opinia wskazuje na ciężkie zaniedbania personelu. Pacjent został w trakcie pobytu w szpitalu zakażony bakterią clostridium difficile. O zagrożeniach związanych z tą bakterią mogłaś / mogłeś już kiedyś przeczytać na blogu w artykule pt. „Clostridium difficile – groźny bywalec oddziałów szpitalnych„.
Samo zakażenie nie jest jednak kluczowe. Bardziej istotny jest brak podjęcia czynności zmierzających do usunięcia skutków zakażenia. Biegli jednoznacznie wskazują, że brak badań na obecność bakterii clostridium difficile i niepodjęcie leczenia (antybiotyki, nawodnienie) oraz nieprawidłowe leczenie (podanie leku przeciwbiegunkowego, który pogorszył stan zdrowia pacjenta) spowodowały w sposób bezpośredni zgon chorego.
Opinia była przygotowywana około 2 lat. Biegli ocenili, że dobrze i zgodnie ze sztuką medyczną przebiegał proces leczenia na OIOM (za pierwszym i drugim razem). Zaniedbania miały natomiast miejsce w trakcie pobytu na oddziale, na który pacjent trafił prosto z OIOM-u.
Sprawa prawdopodobnie trafi do sądu karnego, prokurator wniesie akt oskarżenia. Moi klienci zdecydują się także na wniesienie do sądu cywilnego pozwu o zadośćuczynienie za krzywdę spowodowaną śmiercią osoby bliskiej. Marne to pocieszenie, gdyż pieniądze nie zwrócą życia zmarłego ani nie odwrócą wyrządzonej krzywdy. Jednak, jak się wydaje, nie ma innego wyboru.
{ 3 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Bardzo ciekawy wpis, jestem ciekaw jak ta sprawa się dalej potoczy. Słyszałem już kiedyś własnie o tej bakterii. Mam nadzieję, że Pan poinformuje o wyniku sprawy kiedyś.
Bardzo ciekawy wpis. Sprawa dalej w toku jestem ciekawa finału. Czekam na zakończenie tej historii. Gorąco pozdrawiam
Również jestem ciekaw jak to się dalej potoczy. Trzymam kciuki za pozytywne rozwiązanie. Swoją drogą chyba nie pierwszy raz słyszę o takiej historii.