Postępowanie przed wojewódzkimi komisjami ds. orzekania o zdarzeniach medycznych obarczone jest kilkoma istotnymi wadami, które zmniejszają potencjał tkwiący w tej instytucji.
Wśród wad obecnej regulacji możemy wymienić chociażby częsty brak ubezpieczenia szpitala z tytułu zdarzeń medycznych. Moim zdaniem ubezpieczenie z tego tytułu powinno być częścią obowiązkowego OC szpitala.
Niepodważalną zaletą jest czas postępowania. Wprawdzie ustawowe 4 miesiące rzadko udaje się zachować, jednak i tak postępowania najczęściej kończą się przed upływem roku od złożenia wniosku.
Innym minusem jest brak związania szpitala (ubezpieczyciela) orzeczeniem komisji. W praktyce nawet wygrana pacjenta w postępowaniu może skutkować ze strony szpitala propozycją zadośćuczynienia w kwocie np. 1 zł (tak, jednej okrągłej złotówki).
Były takie propozycje. W ich efekcie kierownictwo szpitala bywało poddawane zmasowanej krytyce medialnej, skądinąd całkiem słusznie.
Minusem jest także to, że przedmiotem postępowania może być tylko leczenie, które miało miejsce w szpitalu, a nie np. w przychodni czy prywatnym gabinecie. Nie wiadomo skąd takie wyłączenie, gdyż wiele stosunkowo niewielkich szkód (np. powstałych w leczeniu stomatologicznym) można by zlikwidować za pośrednictwem komisji.
Wady są liczne i każdy prawnik, który zetknął się z tym podmiotem jest ich świadom. Mimo to czasami warto. Chociażby wówczas gdy intencją pacjenta (lub spadkobierców) nie jest uzyskanie konkretnych pieniędzy, ale formalne uznanie, że jego leczenie nie było prawidłowe. Dość często spotykam się z takimi przypadkami.
Zresztą też często w interesie szpitala jest szybkie rozwiązanie sprawy. Koszty postępowania mniejsze, a także nie powstaje obowiązek płacenia odsetek, które niejednokrotnie stanowią dużą część orzekanej przez sądy kwoty.
Problemem jest także krótki czas na złożenie wniosku. W przypadku spraw sądowych, powód ma najczęściej 3 lata na wytoczenie powództwa (czyli od momentu wyrządzenia lub dowiedzenia się o szkodzie). W przypadku komisji najczęściej jest to zaledwie jeden rok. Czasami trauma po nieudanym leczeniu kończy się właśnie po takim czasie i dopiero wtedy pacjent (spadkobiercy) zaczynają myśleć o założeniu sprawy. Na komisję często jest już wtedy za późno.
To nie wszystkie wady i nie wszystkie zalety szczególnego trybu postępowania jakim jest postępowanie z tytułu zdarzeń medycznych. Same komisje mają wielu krytyków do których raczej nie należę. Ta inicjatywa zaczerpnięta z ustawodawstwa skandynawskiego ma potencjał. Trzeba tylko go wyzwolić. Ale też lekko zmodernizować prawne zasady funkcjonowania.
{ 3 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
Tutaj występuje też aspekt praktyczny, który kierował pewnie większością kierowników podmiotów leczniczych. Przeciętny koszt miesięcznego ubezpieczenia z tytułu zdarzeń medycznych wynosił około 20 tysięcy złotych. Rocznie zatem ponad 200 tysięcy złotych. Nie do udźwignięcia przez większość przeciętnych szpitali.
Inna sprawa jest taka, że jeśli chodzi o zdarzenia medyczne bardziej opłacalne dla szpitala byłoby przegranie kilku spraw i wypłacenie kwot pacjentom niż ponoszenie comiesięcznych kosztów ubezpieczenia. W takim wypadku ubezpieczenie szpitala trąci absurdem. Jedynym podmiotem, który oferował ubezpieczenia od zdarzeń medycznych było PZU i jako de facto monopolista (w przypadku zdarzeń medycznych) mógł sobie pozwolić na taką ofertę.
Tylko uzupełniając chciałbym wskazać, że ustawodawca mógłby przestać kombinować i po prostu uwzględnić ubezpieczenie z tytułu zdarzeń medycznych w obowiązkowej polisie OC szpitala. Nie byłoby problemów z samym definiowaniem pojęcia ubezpieczenia z tytułu zdarzeń medycznych.
A jak wygląda sprawa przedawnienia roszczeń, w przypadku wygrania sprawy przed Wojewódzką Komisją i nieprzyjęcia niskiej kwoty zadośćuczynienia zaproponowanego przez szpital. Czy zastosowanie będzie miał art. 125 KC i 10 letni okres przedawnienia (roszczenie stwierdzone przez orzeczenie prawomocne „innego” organu niż sąd). W ustawie jest tylko zapis, że pozytywne orzeczenie przerywa bieg przedawnienia.