Scenariusza dla tego filmu nie musiał wymyślać Quentin Tarantino ani nawet sam reżyser „Historii Roja”. Teraz będzie kiczowato i dramatycznie: napisało go samo życie!
Mam mieszane uczucia co do tematu, który wypłynął n moim krótkim urlopie, a o którym dowiedziałem się zaledwie wczoraj. Jest to sytuacja, która miała miejsce w jednym ze śląskich szpitali. Pewnie wiesz o co mi chodzi, problem był niedawno dość głośny w sieci.
Jeśli, nie, to jest link do materiału.
Wideo pokazuje sytuację, w której nagrywana lekarka traci kontrolę nad własnymi emocjami, pokrzykując na rodzica pacjentki i zachowuje się w sposób nieco odbiegający od standardów. Nie jest to chwalebne zachowanie i prawdopodobnie można je podpiąć pod kilka z przepisów regulujących zasady wykonywania zawodu lekarza, prawa pacjenta czy nawet Kodeks Etyki Lekarskiej, gdyż lekarz ma obowiązek „dbania o godność zawodu lekarskiego”. Zresztą kiedy rzecznik dyscyplinarny koniecznie chce przeciw komuś wnieść wniosek o ukaranie w postępowaniu dyscyplinarnym to zawsze można podczepić się pod tę ogólną i różnie rozumianą przesłankę.
Zresztą z tego co wiem, to w Śląskiej Izbie Lekarskiej już toczy się postępowanie wyjaśniające w tej sprawie. Musisz jednak wiedzieć, że postępowanie wyjaśniające to jest bardzo wczesny etap postępowania dyscyplinarnego i wcale nie oznacza, że sprawa zakończy się w sądzie lekarskim. Jednak samo wykrzykiwanie przy otwartych drzwiach gabinetu lekarskiego na pewno nie służy dobrostanowi innych pacjentów, w tym przywiezionego dziecka.
W takich sprawach najlepiej czyta się jednak między wierszami. Na nagraniu można usłyszeć, że nagrywający ojciec dzwonił wcześniej na numer alarmowy 112.
No więc zaraz, zaraz. Albo stan zdrowia jest faktycznie wymagający natychmiastowego przyjazdu karetki pogotowia (oznaczonej symbolami S, P, T lub N – w zależności od potrzeb), albo też jest to pomoc medyczna, która może poczekać. Jednoznacznie warto potępić wydzwanianie na 112 z dolegliwościami w stylu „od dwóch godzin boli mnie noga”, czy pytaniami o zamienniki leków. Jest to zwyczajnie głupie i nieodpowiedzialne – pomoc medyczna może nie przyjechać na czas do osoby faktycznie potrzebującej natychmiastowej pomocy medycznej.
Z materiału wynika natomiast, że Pan rodzic najpierw dzwoni na 112, by potem przywieźć dziecko do świątecznej i nocnej pomocy medycznej, a nie na szpitalny oddział ratunkowy (SOR). Nocna i świąteczna opieka zdrowotna to miejsce, w którym faktycznie możesz otrzymać pomoc z bolącym w nocy zębem, niekoniecznie zagrażającym Twojemu życiu. Stan zdrowia dziecka prawdopodobnie nie był zatem niecierpiący zwłoki.
Drugą kwestią jest samo nagrywanie – sam wiem, że jestem niekiedy nagrywany przez klientów czy przeciwników procesowych. Czasami jest to faktycznie jedyny sposób zdobycia dowodu sądowego (dobry temat na nowy artykuł).
Jednak wielu ludziom ten obyczaj tak się spodobał, że nagrywają praktycznie wszystko. Ze szkodą dla relacji społecznych czy zawodowych. Dzięki perspektywie ciągłego bycia nagranym pozostaje coraz mniej miejsca na naturalną rozmowę. Osoba nagrywająca i nagrywana (lub spodziewająca się nagrania) automatycznie zmienia sposób wyrażania się, jest bardziej zdyscyplinowana, cedzi słowa, lub kieruje rozmową w korzystny dla siebie sposób. Wydaje mi się, że tak lekarzowi, jak i prawnikowi warto powiedzieć jak najwięcej, a nie zastanawiać się co będzie dobrze brzmiało przy próbie odtworzenia rozmowy.
Klienci i pacjenci, którzy sami decydują co powiedzieć specjaliście zresztą sami sobie najbardziej szkodzą.
Na upublicznionym (nota bene nie wiadomo po co) nagraniu, ojciec dziecka wyraźnie steruje rozmową, powtarza wciąż te same ogólniki (zresztą nagrywana lekarka także) i co rusz wraca do gabinetu lekarskiego by jeszcze bardziej rozsierdzić nagrywaną kobietę. Wybitnie nie ma czego pochwalać, a swoim reporterskim zacięciem rodzic pewnie i tak dziecku specjalnie nie pomógł.
Dlaczego o tym piszę?
Jeżeli zerkniesz na komentarze dotyczące tego wydarzenia (ale także chociażby świeżego zwolnienia jednego z pracowników sieci meblarskiej za rzekome cytowanie Pisma Świętego) możesz wywnioskować, że ludzie potrafią bez praktycznie żadnej wiedzy ocenić dane zachowanie i miotać oskarżeniami w kierunku lekarza, pacjenta czy właściciela sklepu osiedlowego (lub kogokolwiek innego). Zresztą w coraz bardziej zidiociałej rzeczywistości każda różnica zdań może prowadzić do zmieszania z błotem drugiego człowieka.
Nie tędy droga. Ktoś może czynić nagannie (wydzieranie się na pacjentów nie przystoi lekarzowi i może być chociażby powodem naruszenia godności pacjenta i związanych z tym roszczeń cywilnych), ale prowokowanie też nie sprawia, że lekarzowi łatwiej leczyć „zgodnie z aktualną wiedzą medyczną”. Jest to zatem efekt, gdzie dwie strony przegrywają niepotrzebną potyczkę – wkurzony pacjent nie ma zaufania do lekarza, a lekarz może być zbyt zdenerwowany by prawidłowo ocenić stan zdrowia swojego pacjenta. I tak źle i tak niedobrze
Cdn.?
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }