Czy celem każdej zmiany przepisów na pewno zawsze jest ochrona zdrowia? Czy politykom zawsze chodzi o bezpieczeństwo pacjenta? Entuzjaści i eksperci systemu opieki zdrowotnej z ciekawością śledzili losy ustawy, która w założeniu ma przynieść efekt w postaci podniesienia jakości opieki nad pacjentem, czyli ustawy z dnia 16 czerwca 2023 r. o jakości w opiece zdrowotnej i bezpieczeństwie pacjenta. Cel słuszny, ale na dobrych chęciach się skończyło. Historycznie rzecz ujmując, było to już drugie podejście do uchwalenia tej ustawy.
Pierwsza próba jej uchwalenia objawiła się spektakularnym blamażem byłego już ministra zdrowia, gdyż nawet posłowie obozu rządzącego nie poparli procedowanego projektu. Ustawa została ponownie wniesiona do laski marszałkowskiej i jako projekt poselski (czyli wymagający jedynie skróconej ścieżki legislacyjnej) została uchwalona przez Sejm, a następnie podpisana przez prezydenta.
Mechanizm no fault w ogniu krytyki
Jest to prawie ta sama ustawa, która pierwotnie została odrzucona przez posłów, chociaż bez postulowanego pierwotnie mechanizmu no-fault czyli systemu pozasądowego rozwiązania sporów, który został mocno skrytykowany przez środowiska medyczne.
Ustawa wejdzie w życie w dniu 8 września tego roku i niewiele zmieni w praktycznym funkcjonowaniu ochrony zdrowia w Polsce. W założeniu ma zwiększyć jakość opieki nad pacjentem, ale nie odniesie takiego skutku. Czy to oznacza, że bezpieczeństwo pacjenta stanie pod znakiem zapytania?
Ustawa wprowadza m.in. system autoryzacji, o którą będą musiały ubiegać się podmioty wykonujące działalność leczniczą w rodzaju świadczenia szpitalne. Wniosek o autoryzację będzie rozpatrywał prezes Narodowego Funduszu Zdrowia. Brzmi dobrze, ale diabeł tkwi w szczegółach.
Kontrola NFZ a uprawnienia do świadczeń
Przede wszystkim niezrozumiały jest podwójny system ubiegania się o kontrakt z NFZ. Przecież już teraz każdy podmiot pragnący udzielać świadczeń zdrowotnych w oparciu o kontrakt z NFZ musi spełniać wymagania określone w zarządzeniach Funduszu czy rozporządzeniach ministra zdrowia. Szpitale już obecnie podlegają ocenie spełniania wymagań dotyczących sprzętu czy personelu i mogą zostać poddane kontroli przeprowadzanej przez pracowników NFZ.
Teraz uprawnienie NFZ zostanie zdublowane. Zresztą wprowadzona ustawą tzw. „wizyta autoryzacyjna” przypomina procedurę kontroli przewidzianą już w innej ustawie. Ja oraz inne osoby zajmujące się zawodowo ochroną zdrowia niespecjalnie widzą sens takiej regulacji. Wątpliwości te były zresztą zgłaszane na etapie legislacyjnym, ale ówczesny minister zdrowia niespecjalnie przejmował się krytyką i merytorycznymi zarzutami, sygnalizowanymi m.in. przez Biuro Legislacyjne Kancelarii Senatu.
Ustawa wprowadza także wewnętrzny system jakości, zgodnie z którym podmiot mający zawarty kontrakt z Funduszem:
„jest obowiązany do posiadania wewnętrznego systemu, który składa się z zasad, procedur, metod oraz opisów stanowisk pracy, w celu zapobieżenia wystąpieniu zdarzeń niepożądanych”
W strukturach organizacyjnych placówek medycznych już wyodrębniono instytucje pełnomocników ds. jakości, którzy o takie procedury dbają. Jest to zatem powielenie już istniejącej praktyki, gdyż żaden szanujący się podmiot medyczny nie obejdzie się bez osoby zajmującej się jakością, czy certyfikacją ISO.
Ustawa powtórzyła także zdecydowaną większość postanowień ustawy o akredytacji, która obowiązywała od 2008 roku i została uchylona żeby zrobić miejsce dla flagowego projektu ministra zdrowia. Czyli de facto nie wprowadzono nic odbiegającego od już istniejących reguł gry.
Co może poprawić jakość opieki medycznej?
Często zastanawiam się, co można poprawić w ochronie zdrowia, żeby faktycznie poprawić jakość opieki medycznej. Naturalną odpowiedzią jest: zwiększenie liczby personelu medycznego i zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia. To oczywiste.
Ochrona zdrowia pod lupą
Ale w samym systemie istnieje cała masa niedorzeczności, które mogłyby zostać wnikliwie przeanalizowane i usunięte w drodze mądrej i przemyślanej ustawy. Kilka lat temu zresztą funkcjonowała specjalna komisja ds. absurdów w ochronie zdrowia, która wychwyciła wiele przeszkód, takich jak zbyt rozbudowana sprawozdawczość czy nadmiernie skomplikowany system rozliczeń (skutkujący na przykład brakiem pewności otrzymania zakontraktowanych środków czy obowiązkiem zwrotu pieniędzy po kilku, bo ktoś w Funduszu dopatrzył się nieścisłości w raporcie złożonym wiele lat wcześniej).
Do codzienności w funkcjonowaniu placówek ochrony zdrowia należy bowiem kwestionowanie rozliczenia jakiegoś zabiegu czy refundacji leku po wielu latach od wyleczenia pacjenta. Co ciekawe, najczęściej nie jest kwestionowana zgodność leczenia z aktualną wiedzą medyczną, ale właśnie kwestie proceduralne. Łatwiej zarzucić to, że ktoś pomylił się w oznaczeniu jednostki chorobowej w historii choroby niż skrytykować porządnie wyleczonego pacjenta. To jest realny problem, który ma duży wpływ na jakość opieki medycznej i którego nie załatwi kolejny urzędowy certyfikat.
Od takich błędów naprawdę należałoby zacząć reformę ochrony zdrowia. Zamiast podejmowania desperackich prób naprawiania systemu ustawą, która sama w sobie jest absurdem.
Jeżeli interesuje Cię prawo medyczne blog, na którym właśnie jesteś, może okazać się cennym źródłem wartościowych informacji. Sprawdź też wpis: Postępowanie dyscyplinarne lekarzy
Źródło ilustracji: pixabay
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }