Pacjentka przeszła w 2009 roku, w jednym ze szpitali rozległą i inwazyjną operację kręgosłupa. Rok wcześniej pacjentka poddała się w innym szpitalu operacyjnemu usunięciu migdałków. W dzieciństwie przeszła żółtaczkę. W międzyczasie korzystała także z pomocy specjalistów, m.in. ginekologa czy ortopedy.
W trakcie przygotowań do kolejnego zabiegu kręgosłupa, na podstawie badania krwi pacjentki wykryto, że cierpi ona na wirusowe zapalenie wątroby typu C (WZW). Odkrycie to było szokiem dla pacjentki, gdyż nie spodziewała się takiej diagnozy. Towarzyszących pacjentce bóli mięśniowo-stawowych nie łączyła ona z zapaleniem wątroby, lecz z innymi dolegliwościami.
Rozpoczął się kilkuletni proces sądowy ze szpitalem, który został wskazany jako sprawca zakażenia powódki wirusem HCV (wywołującym WZW).
Pacjentka nie ukrywała tego w jakich miejscach się dotychczas leczyła, jednak szpital poddał w wątpliwość informacje wskazywane przez powódkę. W odpowiedzi na pozew szpital zwrócił się z wnioskiem o udzielenie przez Narodowy Fundusz Zdrowia informacji z jakich procedur medycznych pacjentka korzystała. Odpowiedź NFZ potwierdziła okoliczności dotyczące leczenia wskazane w pozwie przez powódkę.
Szpital podnosił także przedawnienie roszczenia. Do zakażenia miało dojść w 2009 roku, natomiast proces sądowy rozpoczął się w 2013 roku. Jednak sąd słusznie uznał, że pacjentka dopiero w 2012 roku dowiedziała się o zakażeniu i od tego momentu rozpoczął bieg 3-letni termin przedawnienia roszczenia. W praktyce, proces mógł zostać rozpoczęty nawet w 2015 roku.
W toku postępowania biegły wskazał, że nie jest możliwe jednoznaczne wskazanie miejsca zakażenia, gdyż teoretycznie mogło do niego dojść także w trakcie zabiegu usunięcia migdałków.
Jest to stały element procesów odszkodowawczych dotyczących zakażeń szpitalnych – z reguły brak możliwości 100 % ustalenia źródła zakażenia.
Jednak zakres ingerencji operacji kręgosłupa (oraz ilość towarzyszących procedur, których skutkiem było przerwanie ciągłości tkanek powódki) pozwalał na przyjęcie z dużym prawdopodobieństwem, że do zakażenia doszło w pozwanym szpitalu. Biegły ocenił to prawdopodobieństwo na około 80 %.
Sąd zasądził na rzecz powódki kwotę 100 tysięcy złotych tytułem odszkodowania i zadośćuczynienia wraz z odsetkami od momentu zgłoszenia szpitalowi szkody. Wyrok jest prawomocny.
{ 2 komentarze… przeczytaj je poniżej albo dodaj swój }
kompletnie nie rozumiem tej logiki, jak można przyjąć, że jeśli zabieg jest rozleglejszy to w tym szpitalu doszło do zakażenia, zabieg usunięcia migdałków też jest krwawy
Biegły uzasadnił to „głębokim naruszeniem ciągłości tkanek„. Fakt, przebija tu pewna niesprawiedliwość, bo szpital został niejako wytypowany w tych 80 %. Z drugiej jednak strony trudno wyobrazić sobie oddalenie powództwa i wskazanie powódce przez sąd okręgowy, że jak nie ma 100 % pewności to zadośćuczynienie się nie należy.